Przemysław Mandela Przemysław Mandela
243
BLOG

O odcieniach szarości

Przemysław Mandela Przemysław Mandela Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 

Nic w życiu nie jest czarno albo białe, Szanowny Czytelniku, a zwłaszcza historia.

Oczywiście ucząc się jej w szkole w olbrzymiej większości wymagamy gotowych odpowiedzi. Kto był dobry, a kto zły; kto był patriotą a kto zdrajcą. Za kim stała słuszność, a kto kierował się jedynie własnymi, przyziemnymi interesami. W poszukiwaniu odpowiedzi na takie pytania sięgamy więc do historycznych opracowań czy publikacji, wymagamy by inni wskazywali nam autorytety, na których można się opierać oraz wrogów, których można piętnować.

Oczywiście można w taki sposób podchodzić do historii. Wszystko można. Problem zaczyna się jednak kiedy różne środowiska różnie zapatrują się na pewne kwestie. Wówczas rozpoczyna się burza, którą tak dobrze znamy z debaty publicznej, gdy za jej tło służy właśnie nauka o dziejach minionych. Podnosi się krzyk o kalanie narodowych świętości bądź też zbyt wielkie do nich przywiązanie, po czym następuje tak uwielbiana przez wszystkich niemal Polaków zwyczajna rąbanka, w której historia schodzi na dalszy plan. Nauczeni otrzymywać gotowe rozwiązania zatracamy umiejętność już nie tylko swobodnego, ale myślenia w ogóle.

Pod datą 19 listopada skrywa się jednak w Historii Polski wydarzenie, na które nie sposób spojrzeć jednowymiarowo. Dokładnie 73 lata temu, 19 listopada 1939 roku w okupowanym od miesiąca przez Związek Radziecki Lwowie czternastu polskich literatów podpisało się pod oświadczeniem, które aprobowało włączenie tzw. Zachodniej Ukrainy, czyli części dawnego państwa polskiego do siostrzanej Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Przypomnijmy, że marionetkowe Zgromadzenie Ludowe Zachodniej Ukrainy, które obradowało we Lwowie w dniach 26-28 października 1939 roku w swojej uchwale dotyczącej podsumowania nowej sytuacji politycznej, zawarło następujące stwierdzenie:

Naród ukraiński w byłym państwie polskim skazany był na wymarcie (…) Polscy panowie robili wszystko, by spolszczyć ludność ukraińską, zakazać używania słowa Ukrainiec i zastąpić je słowem bydło i chłop (…) Armia Czerwona, wypełniając wolę wielkiego narodu radzieckiego, wyciągnęła do mas pracujących Zachodniej Ukrainy pomocną dłoń i oswobodziła je z ucisku polskich kapitalistów i obszarników.

Ich podpis 19 listopada był swego rodzaju zgodą na powyższą, nowoczesną i odtąd obowiązującą powszechnie linię myślenia. Przyjrzyjmy się zatem, Szanowny Czytelniku kto zbrukał swoje nazwisko taką deklaracją. Wśród owych czternastu literatów znaleźli m.in. Tadeusz Boy-Żeleński, Stanisław Jerzy Lec, Aleksander Wat, czy Władysław Broniewski.

Zanim jednak ogłosimy bez wyjątku wszystkich wyżej wymienionych zdrajcami, przekreślając tym samym ich dorobek artystyczny i upojeni znalezieniem dziecinnie prostej odpowiedzi na podstawione zagadnienie, autor niniejszego bloga proponuje bliższe przyjrzenie się części z sygnatariuszy tego haniebnego oświadczenia.

Udajmy się więc w tą podróż w odmęty historycznej szarości:

Tadeusz Boy-Żeleński. Autor Piekła kobiet czy Brązowników jeszcze na długo przed 1939 rokiem przez środowisko konserwatywne uważany był za zagrożenie dla narodowych świętości, ze względu na jego zapał w odbrązawianiu takich ikon jak Mickiewicz, Fredro czy... Marysieńka Sobieska. Z nową władzą wydawał się pogodzić niezwykle szybko – jeszcze w październiku 1939 roku został przez robotniczo-chłopskie kierownictwo Uniwersytetu Lwowskiego powołany na kierownika katedry historii literatury francuskiej. Doceniony w ten sposób, odwdzięczył się wstępując w szeregi Związku Literatów Polskich, a nawet Sowieckich, co pozwoliło mu publikować artykuły w gadzinowych Nowych Widnokręgach i Czerwonym Sztandarze. Boy-Żeleński stał się jedną z ulubionych postaci, którą władze radzieckie firmowały swoje propagandowe imprezy. Można nawet posunąć się do twierdzenia, że był ich pupilem, ponieważ zaszczytu goszczenia wówczas w Moskwie nie dostąpiło znowu tak wielu Polaków (a zdecydowaną większość, którzy wówczas takiego wyróżnienia dostąpili, zazwyczaj kwaterowano na Łubiance), szczególnie na obradach Wszechzwiązkowego Komitetu ds. Nauki ZSRR. Gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, iż Boy-Żeleński starał się niekiedy wykorzystać swoją wysoką pozycję w nowej rzeczywistości, by pomóc ofiarom radzieckich prześladowań. Potwierdzone przypadki jego wstawiennictwa za prawnikiem Wiktorem Turkiem oraz wdową po Włodzimierzu Przerwie-Tetmajerze – Anną. Kres jego prosowieckiej działalności we Lwowie (i nie tylko) wyznaczył początek wojny radziecko-niemieckiej 22 czerwca 1941 roku. Po zajęciu miasta przez Niemców, Boy-Żeleński został aresztowany i w nocy z 3 na 4 lipca rozstrzelany przez Einsatzkommando na Wzgórzach Wuleckich wraz z innymi polskimi profesorami lwowskich uczelni.

Idźmy jednak dalej.

Stanisław Jerzy Lec. Lwowiak z krwi i kości. Autor Myśli nieuczesanych, od wielu lat związany w ówczesnej Polsce z ruchem lewicowym. Po zajęciu Kresów, wstąpił do Związku Radzieckich Pisarzy Ukrainy i wsławił się stworzeniem pierwszego polskiego wiersza, gloryfikującego postać Józefa Stalina. Publikował też w Czerwonym Sztandarze oraz pisał teksty to propagandowych rysunków satyrycznych ukazujących się w lokalnej prasie. Aresztowany i więziony przez władze niemieckie po zajęciu Lwowa, uciekł z więzienia, po czym wstąpił do Gwardii Ludowej. Został także członkiem PPR, walcząc po stronie komunistów przez cały okres drugiej wojny światowej. Po lekturze tych dwóch króciutkich i jedynie fragmentarycznych życiorysów ludzi, którzy podpisali się pod deklaracją poparcia dla faktycznego zaboru części terytorium polskiego przez Związek Radziecki, można, by dojść do wniosku, iż na taki krok mogli zdecydować się jedynie ludzie o lokajskim podejściu do nowych władz. W chwili obecnej wszystko jest dla nas jasne – są to zdrajcy. Lecz dokument z 19 listopada zawiera przecież nie tylko te dwa nazwiska.

Władysław Broniewski. Jego obecność na tej liście może dziwić choćby ze względu na fakt jego aktywnego udziału w wojnie polsko-bolszewickiej. Jeżeli autor niniejszego bloga doda do tego jeszcze, że Broniewski jest autorem wiersza Bagnet na broń z kwietnia 1939 roku, który urósł niemal do symbolu nastrojów panujących w naszym kraju tuż przed wybuchem wojny, zdziwienie to pogłębi się jeszcze bardziej. W przeciwieństwie do przedstawionych wyżej jego kariera jako propagandowej tuby Kremla trwała raczej krótko. Po kilku artykułach na łamach Czerwonego Sztandaru (tych, które przeszły przez sito cenzury, bowiem Broniewski próbował publikować także treści o zabarwieniu patriotycznym) został aresztowany przez NKWD pod koniec stycznia 1940 roku. Za odmowę współpracy z radzieckimi organami bezpieczeństwa został przetransportowany do więzienia na Łubiance, skąd wyszedł dopiero na mocy postanowień układu Sikorski-Majski w sierpniu 1941 roku.

Aleksander Wat. Jego historia ma kształt zbliżony do tej Broniewskiego. Wat, a właściwie Chwat (bo tak brzmiało jego prawdziwe nazwisko) przed wojną sympatyzował ze środowiskiem komunistycznym w Polsce, współredagował marksistowski Miesięcznik Literacki (zawieszony ostatecznie w 1931 roku) toteż jego poparcie dla idei wyrażonej w dokumencie z 19 listopada dziwi mniej. Jednakże także on stał się ofiarą polowania NKWD na nacjonalistyczne gadziny i podobnie jak Broniewski znalazł się w więzieniu. Przetrzymywano go na Łubiance i w Saratowie, by ostatecznie zesłać do Kazachstanu. Odmówił przyjęcia obywatelstwa radzieckiego, a do Polski wrócił dopiero w 1946 roku.

W tym miejscu powinny pojawić się już pierwsze wątpliwości, bowiem wśród czternastu zdrajców jak już zdążyliśmy nazwać wszystkich sygnatariuszy owego oświadczenia, znalazło się dwóch, których postawa do obrazu zdrady nijak pasować nam nie chce. Odmowa współpracy z NKWD czy przyjęcia radzieckiego obywatelstwa, co dla pozostałych było wszak wyrazem zaufania czy nobilitacji ze strony nowych władz wyróżniają ich spośród jednoznacznie czarnego tła jaki zarysował Szanownemu Czytelnikowi autor niniejszego bloga. Czyni ich niejednoznacznymi. Nie jednowymiarowymi. Zwyczajnie szarymi. O odcieniu tej szarości decyduje już sam Szanowny Czytelnik zgodnie ze swoimi poglądami i przekonaniami, lecz najważniejsze jest, by nigdy nie przestał jej szukać.

I nie zapominać, że jeśliby historia miała mieć jakiś kolor to byłby to kolor właśnie szary.

 
 
 

Bogowie, dajcie mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Dajcie mi siłę, bym zmieniał to co zmienić mogę. I dajcie mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego. - Marek Aureliusz

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura